Koszmarni sprzymierzeńcy


koszmarni sprzymierzencyJoanna Szczepańska: Czy będąc w roli psychoterapeuty, nauczyciela lub innego rodzaju sprzymierzeńca spotyka pan ludzi, którzy się pana boją?

Michał Duda: Trzeba byłoby ich o to zapytać. Trudno mi uwierzyć, że ktoś może się mnie bać, ale dostaję takie sygnały. To jest część archetypu nauczyciela – z jednej strony to ktoś, kto dba o czyjś rozwój, z drugiej strony sam uosabia to, co nieznane. W tradycji Totleców to, co nieznane i nauczyciel noszą tą samą nazwę – nagual. Aspektem relacji z nauczycielem jest to, że z początku kontakt z nieznanym wiąże się z projekcją – to, co nieznane w sobie, to czego się obawiamy w nas samych, często rzutujemy na nauczyciela albo inne osoby.

J.Sz.: W związku z tym przypomniało mi się abisyńskie przysłowie: „Przyjaciel przychodzi z daleka, a wróg z własnej piersi się wywodzi”. Jednak ludzie chyba niezbyt często zauważają powiązania strachu przed wrogiem, kimś kogo się boją, do kogo czują złość, ze strachem przed samym sobą.

M.D.: Z perspektywy psychologii procesu wszystko jedno, gdzie człowiek widzi wroga, i tak zmiana musi wydarzyć się wewnątrz człowieka. Można patrzeć na to, co jest trudne i albo obwiniać samego siebie, albo mówić, że to świat jest zły. Niezależnie od tego, gdzie będziemy szukać przyczyn problemów, cierpienia, to i tak poradzić sobie z tym musimy my. Z drugiej strony, to przysłowie mówi o szukaniu przyczyn trudności wyłącznie w sobie. Nie zgadzam się z tym – istnieją obiektywne czynniki społeczne, które wpływają na to, jak funkcjonujemy.

J. Sz.: A co w sytuacją, kiedy widzimy wroga tylko na zewnątrz, kiedy odcinamy się od własnych ciemnych stron psychiki?

M.D.: Większość szkół psychoterapeutycznych zwłaszcza analitycznych mówi, że to nie ginie. Jeżeli nie chcę w sobie czegoś widzieć, nie znaczy to, że tego nie ma. To, co próbuję ukryć, może być widoczne dla innych ludzi.  I wciąż działa –  bardziej samodzielnie, bez kontroli, bez świadomości. Im bardziej to tłumimy, tym silniejsze jest, kiedy w końcu dojdzie do głosu. Kiedy ta nasza ciemna strona uzyskuje z jakiegoś powodu przewagę nad nami, to można zupełnie stracić kontrolę nad sobą – i mówi się wtedy: „nie byłam/em sobą”. Ale właśnie wtedy byłem bardzo sobą.

J.Sz.: Jak oddziaływają te tłumione treści psychiczne na nasze ciało?

M.D.: Psychologia procesu mówi, że wszystko to, z czym się nie utożsamiamy, a mamy w sobie, co jest częścią nas, a nie chcemy tego urzeczywistniać i tak w nas się wydarza: pojawia się w snach, przydarza się nam w relacjach, w zachowaniach innych wobec nas albo nas wobec innych. Wyraża się również poprzez symptomy cielesne (ból, choroby). W psychologii procesu nazywa się to zjawisko „śniącym ciałem”. Doświadczenia symptomów cielesnych odbijają się w snach i na odwrót. Odsuwane treści psychiczne mogą manifestować się poprzez problemy zdrowotne – przy czym nie zakładamy, że jeżeli ktoś coś tłumi, to na pewno będzie chory. Mniej chodzi o przyczynę symptomu, a bardziej o sposób doświadczania go.

J. Sz.: A więc odpychane przez nas cienie dobijają się do naszej świadomości między innymi w snach. Im bardziej próbujemy je zlekceważyć, tym w koszmarniejszej formie powracają. Koszmarne sny pewnie trudno potraktować jako naszych sprzymierzeńców?

M.D.: Koszmary często lepiej się pamięta niż inne sny. Mają też tendencję do tego, żeby się uporczywie powtarzać. Nie twierdzę, że jest jedno wyjaśnienie koszmarów sennych, ale to, co reprezentują postaci ze snów, których się boimy albo nastrój, który w tych snach panuje, jest często obrazem odrzucanych części nas samych. Podążając za wzorcem, który niosą te postacie, można odkrywać w sobie różne nowe, bardzo potrzebne nam aktualnie w życiu zachowania. Czasami są to większe wzorce (wykraczające poza osobiste doświadczenie danej osoby), które należą do konfliktu wokół danej kultury. Wtedy te sny można nazwać archetypowymi. Takie sny zdarzają się najczęściej w przełomowych momentach życia.

J. Sz.: Sny o bestiach z autorytetem są naszym wspólnym międzykulturowym dziedzictwem. Lwy, kobry, wilki, niedźwiedzie śnią się czasami nam wszystkim. Jakie znaczenie niosą te zwykle mocno poruszające sny?

M.D.: Te zwierzęta mogą symbolizować siłę społeczną, władzę (albo osobę aktualnego „władcy”), ale nie można określić jednego znaczenia takiego symbolu. W różnych kontekstach, kulturach, w różnych baśniach ten sam symbol może mieć inne znaczenie. W psychologii procesu bardzo dużą uwagę poświęca się kontekstowi społecznemu. Procesy archetypowe, które odnoszą się do relacji ze światem, najczęściej mają dużo większą energię, dużo silniejsze emocje temu towarzyszą – w związku z tym, zajmując się światem, bardziej dotykamy Cienia, niż pracując wyłącznie z indywidualnymi kompleksami. Kiedy pracuję z 50-letnią kobietą szukającą pracy, to bardzo trudno sprowadzić to do jej indywidualnego problemu. To jest praca nad zmienianiem rzeczywistości społecznej, a nie tylko jej wewnętrznej rzeczywistości.

J.Sz.: Wracając do „strasznie” ciekawego tematu bestii, chciałam zapytać, czy to dobry kierunek, żeby je oswajać?

M.D.: Chodzi o to, żeby nawiązać kontakt z instynktami, które są dzikie, bo mogą być ważnym źródłem energii życiowej. Kiedy mówi pani o oswajaniu bestii to przychodzi mi na myśl zapanowywanie nad nią, ale w taki sposób, jak to się dzieje na początku, czyli właśnie w trakcie tworzenia Cienia w nas – kiedy jako dzieci dowiadujemy się, że kultura nie pozwala na pewne zachowania. Funkcjonowanie w społeczeństwie na jego zasadach jest też ważną zdolnością, która umożliwia nam kolektywne działanie, współpracę.

J.Sz.: Aby stać się bardziej współpracującymi, uspołecznionymi istotami, tłumimy pewne instynkty – można powiedzieć, że wybijamy sobie kły, ale nasze dzikie cienie zachowują to, czego my pozbyliśmy się w imię kultury.

M.D.: Tak. Do pewnych jakości nie ma po prostu dostępu bez kontaktu z tą ciemną stroną. W kulturze chrześcijańskiej najczęstszym przykładem historii na ten temat są opowieści, zwłaszcza ludowe, o dogadywaniu się z diabłem. Diabeł zazwyczaj ma coś do zaoferowania w zamian za duszę. Z tego typu opowieści płynie przesłanie, że konszachty z diabłem przynoszą pewne profity i że warto się z nim zadawać.

J.Sz.: Dość zaskakujące przesłanie, jak na bajki z kręgu kultury chrześcijańskiej.

M.D.: Być może te opowieści nie są poprawne politycznie w kontekście religijnym, ale są autentyczne. Wracając do opowieści, chodzi o to, żeby zagonić diabła do roboty i kontrolować go, a ostatecznie przechytrzyć i nie oddać mu duszy. Ludzie zawsze starają się oszukać diabła, diabły zaś zazwyczaj są uczciwe. Chodzi o to, żeby diabła kontrolować, ale nie oswajać go, nie czesać i nie ubierać w elegancki garnitur, nie udawać że jest inny niż jest, bo to może nas sporo kosztować. Po stronie Cienia są różne dobra, do których możemy mieć dostęp tylko wtedy, kiedy spotkamy się z tą jakością w sobie czy w innych, pozwolimy jej istnieć i działać pod okiem świadomości.

J.Sz.: Wiemy już, że nie należy upiększać bestii. To może spróbować stać się nią choćby w wyobraźni – zobaczyć, co to za rodzaj energii i co ze sobą niesie?

M.D.: Jest taka technika terapeutyczna, którą stosuje się w psychologii procesu, polegająca na tym, że uosabia się to, o czym się śni. Poprzez odegranie postaci ze snu dociera się do jej różnych właściwości. Nie chodzi jednak o to, żeby się zamienić w bestię, która nam się śni. Chodzi o to, żeby odkryć, co w tej bestii jest dla nas, w danym momencie, prawdziwego, znaczącego, czy potrzebnego, a co odrzucamy i z czego nie korzystamy. Wtedy nie boimy się już tego snu czy symbolu, bo go rozumiemy, odnajdujemy w sobie.W książkach Carlosa Castanedy występuje postać nazywana sprzymierzeńcem. Sprzymierzeniec jest siłą, która potencjalnie może zabić, ale oswojona wspiera czarownika albo wojownika w podążaniu ścieżką wiedzy. Żeby zdobyć takiego sprzymierzeńca, trzeba się zmierzyć z czymś, czego się boimy. Taka konfrontacja zmusza nas do wyzwolenia w sobie takich zdolności i umiejętności, których byśmy się po sobie nie spodziewali. Nie można kontrolować diabła, nie rozwijając się przy okazji.

J.Sz.: Na co szczególnie trzeba uważać „bratając się” z bestiami w naszej psychice?

M.D.: Dzikie zwierzęta są dzikie. Dziki sprzymierzeniec może cię „zeżreć”, a jeśli zapanuje nad tobą, może „zeżreć” osoby ci bliskie. Dzikość to nie jest taka jakość, którą można oswoić i ona pozostaje oswojona. Jesteśmy z tą ciemną stroną na określonych warunkach, ale to nie znaczy, że możemy przestać być czujni. Mówienie tylko pozytywnie o podświadomości jest dość dziecinne. Ostatnio modny i promowany rozwój osobisty  jest przedstawiany jak wycieczka do Toskanii. Jeżeli ma to być naprawę spotkanie z Cieniem, to nie będzie ciekawe, przyjemne i zabawne. Instynkty dają siłę, energię, wolność, brak ograniczeń, możliwość robienia tego, czego wcześniej nie robiliśmy, ale mają groźną stronę.

J.Sz.: Instynkty są groźne, ale instynktowne reakcje nie są złe same w sobie, natomiast w wielu kulturach różne reakcje są spychane do sfery Cienia. Na przykład kultura patriarchalna tępi gniew, gwałtowność i złość kobiet. Wydaje mi się, że kobiety tracą w ten sposób swojego ważnego sprzymierzeńca – emocję, która niesie energię do reagowania na to, co jest nadużyciem, niesprawiedliwością itp.

M.D.: Jeżeli kobiety nie chcą być widziane jako gniewne, bo kultura nie chce ich takimi widzieć, to rzeczywiście ich gniew jest spychany do sfery Cienia. Gniew może być sprzymierzeńcem kobiety, oczywiście, choć potrafi być również destrukcyjny. W przypadku kobiet gniew często jest drzwiami do prawdy. Jeżeli coś panią wkurza, to najprawdopodobniej wynika z prawdziwej obserwacji na temat rzeczywistości, z takiej niedopuszczanej do świadomości  interpretacji świata. Gniew dodatkowo wskazuje na istotność informacji, które udostępnia (zresztą w ogóle za emocjami kryją się informacje). Dostęp do gniewu może być początkiem jakiegoś nowego kierunku,  zmian, które chcą się wydarzyć. Gniew daje też kontakt z ciałem, z instynktami, z reakcjami prawdziwymi w sobie – nie tylko z reakcjami na świat zewnętrzny, ale też z prawdą na swój temat. I popycha do innej energii niż takiej akceptowanej, wyciszonej energii gejszy.

J.Sz.: Czy kobiety przez wieki męskiej dominacji  nie czuły gniewu, nie miały do niego dostępu czy też czuły gniew, ale go nie okazywały?

M.D.: To, co się wiąże z męską dominacją, to używanie siły do jej utrzymania. Kobiety doświadczały nie tylko indywidualnej, ale też zbiorowej traumy związanej z przemocą wobec nich, np. paleniem czarownic, brakiem praw społecznych, przemocą domową. Tłumienie gniewu nie było tylko kwestią psychicznego nieodnajdywania w sobie tej emocji, ale też zwykłego strachu.  Jednak od ponad dwustu lat kobiecy gniew i kobieca odwaga zmieniły dużo w świecie. Kultura się zmienia i gniew kobiet, przynajmniej w perspektywie przyszłości, jest coraz bardziej możliwy i będzie obecny – na sto procent.

Michał Duda – psycholog, psychoterapeuta, m.in. współzałożyciel Ośrodka Psychoterapeutyczno-Szkoleniowego POZA CENTRUM i Instytutu Psychologii Procesu.

Z Michałem Dudą rozmawia Justyna Szczepańska

źródło: http://www.femmeinfo.pl/

+48 602 788 785
jjozefowicz@psychologwarszawa.eu